Nie omieszkam się pochwalić:
http://www.onlinecontest.org/olc-2.0/gl ... Id=3050561
Jutro szersza relacja, bo dzisiaj dopiero co wróciliśmy z akcji "pole".
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość
| ||||
III WOPNie omieszkam się pochwalić:
http://www.onlinecontest.org/olc-2.0/gl ... Id=3050561 Jutro szersza relacja, bo dzisiaj dopiero co wróciliśmy z akcji "pole".
Re: III WOPGratuluje diamentowej 300-tki !!! Jesteś WIELKI !!!
Re: III WOPWlasnie sie wczoraj z Wojtkiem i. zastanawialiśmy, czy bedzie diament i prosze - jest!
VIVAT!
Re: III WOPSuper! Gratuluje!!!
Re: III WOPGratuluję warunku do złota!!!
Lataj Oskarze podwójnie - za siebie i za mój zmarnowany tydzień w Lubinie. Zazdroszczę pogód. Czekamy na diament! (szkoda że zabrakło 23 km...) i relację bo widzę, że około 16 nieźle Cię przydusiło. Z poważaniem,
Jaclen
Re: III WOP
Diament jest już podpisany przez komisarza (przelot do diamentu nie musi być trójkątem FAI, wymagana jest tylko deklaracja trasy przed lotem i max. 2 punkty zwrotne). Bałem się jedynie jakichś niespodzianek w stylu zbyt duża różnica wysokości, strefy itp. Obiecałem relacje, ale cały czas coś się dzieje... Co się odwlecze to nie uciecze, robię notatki ![]() Natomiast za wszystkie gratulacje dziękuję, ale po prostu trafiłem na dobrą pogodę ![]()
Re: III WOPGratulacje! A martwiłeś się, że pogoda będzie kiepska.
![]()
Re: III WOPGratulacje! Lataj tak dalej i dużo dalej.
Andrzej
Re: III WOPObiecałem relację z obozu, oto ona (może trochę przydługa, ale trudno):
Od wtorku wg. prognoz miał się pojawić wyż i piękna pogoda, więc w poniedziałek po południu wyruszyłem z EPPR. Do ostatniej chwili zastanawiałem się, czy brać naszego Juniora, czy jechać bez przyczepy i latać na Piracie z EPLU. Koszt transportu zwróciłby się stosunkowo szybko, ale z Juniorem miałem w sumie mało do czynienia w tym sezonie. O wiele pewniej czułem się na Piracie. Z drugiej strony była to dobra okazja, żeby się w końcu w Juniora wlatać. Rzut monetą i niby wypadło, żeby jechać bez przyczepy... ale ostatecznie trochę zadrwiłem z losu i wziąłem nasz sprzęt. Na miejsce dotarłem w poniedziałek późnym wieczorem. Dzień 1: (http://www.onlinecontest.org/olc-2.0/gl ... Id=3048274) Ponieważ musiałem się jeszcze poskładać, zanim wszystko ogarnąłem spóźniłem się na odprawę, a w zasadzie przyszedłem już po... Trochę wpadka, na szczęście Marek, który wykładał trasy i był naszym pogodowym szamanem, okazał mi swoją łaskę. Trochę niechętnie, biorąc pod uwagę mój mizerny nalot przelotowy i jeszcze bardziej mizerny nalot na Juniorze, dał mi trasę 300km, bo "nie ułożył nic pode mnie". "Lataj bezpiecznie i powodzenia, a jak oblecisz to będziesz bohaterem" (czyt. "masz marne szanse"). Warunki tego dnia były bardzo dobre. Cu po horyzont, podstawy początkowo 1500m z czasem podniosły się do 2000m. Był tylko jeden problem - dość silny wiatr, przez co strasznie długo grzebałem się przy lotnisku i miałem problemy z centrowaniem noszeń. Lecąc do pierwszego TP parę razy spadłem poniżej 1000m, a kiedy już do niego doleciałem, chmury obok zaczęły się rozlewać. Tym razem spadłem poniżej 900m. Nie chciałem w nowym miejscu debiutować polem, dlatego uznałem, że jeśli tylko uda mi się wygrzebać to uciekam do domu. Ale jakby na przekór po chwili trafiłem na najlepszy komin tego dnia, który wywindował mnie na 2000m. Nabrałem pewności siebie, a tytuł "bohatera" zaczął kusić... Klik, klik w lusterku i zmiana celu na TP2. Jednak dość szybko wraz ze znikającą wysokością zniknęła moja pewność siebie. Lot pod wiatr zabierał zbyt dużo czasu, dochodziła 16:00, dzień zbliżał się ku końcowi, a ja nie przeleciałem jeszcze nawet połowy trasy. Tym razem podejmuję więc ostateczną decyzję o odwrocie. Lecąc z wiatrem, dość szybko docieram do lotniska przy okazji wykonując najdłuższy dolot w swojej karierze (jakieś 40 km). Sporo szybowców wycofało się z trasy, jeden lądował w polu. Wnioski: Zbyt wolny lot na początku => zbyt późno dotarłem do TP1. Dzień 2: (http://www.onlinecontest.org/olc-2.0/gl ... Id=3050561) Tego dnia pogoda była taka sama jak dzień wcześniej z tą różnicą, że prawie nie było wiatru. Na odprawie ja i parę innych osób dostaliśmy drugą szansę oblecenia tej samej trasy 300km. Były też wyłożone trasy 500, 600 i 750 z tego co pamiętam. Startowałem o tej samej godzinie. Starając się wyciągnąć wnioski z poprzedniej próby, leciałem bardziej agresywnie, tym bardziej że pozwalały na to warunki. Cu miały ciemne, płaskie podstawy i samym swoim wyglądem zachęcały żeby lecieć szybciej. Dzięki temu do TP1 doleciałem ponad godzinę wcześniej. Droga do TP2 okazała się prawdziwym El Dorado. Cu układały się w szlaki i dawały noszenia rzędu 4m/s po uśrednieniu. Po drodze miałem do przeskoczenia tylko jeden rozlany Cu wpadający w Ac, ale mając zapas wysokości i sensowne opcje w zasięgu, nie było strachu. Po obleceniu TP2 Cu zaczynały powoli znikać. Gdzieś na horyzoncie wypatrzyłem sobie szlak do domu i mimo że przeskok był dość długi, nadal wszystko wyglądało w porządku. Problem zaczął się kiedy dolatywałem do upatrzonych Cu i spojrzałem na LK... przede mną strefa niebezpieczna. Na szczęście parę mniejszych Cu stało na jej skraju i pozwoliło mi ostrożnie się podkręcić. Cały czas musiałem uważać, żeby nie naruszyć strefy. Później, kiedy przekazałem lot do sprawdzenia naszemu KS, stwierdził, że bliżej się już chyba nie dało. Z kolei ja bym powiedział, że nie dało się dalej... Wszystko jest relatywne ![]() Sytuacja w dalszym ciągu wyglądała kiepsko, bo szlaki owszem były, ale w TMA Babimostu... Alternatywą był Ac rozlany nad lasami aż do EPZP. Robiło się późno, warunki się pogarszały, więc czekanie w miejscu aż coś się zmieni raczej nie miało sensu. W tym momencie moim celem stał się jedynie dolot po doskonałości do EPZP, żeby chociaż wygodnie wylądować. Lecąc pod Ac nic tylko stabilne -1 w dół... Tym sposobem spadłem do 500m. EPZP nadal poza zasięgiem, więc miałem już upatrzone pole na skraju lasu. Zgłaszając wlot w ATZ Przylepu dostałem przez radio moralne wsparcie od Marka, który akurat przelatywał niedaleko na Jantarze. Po cichu liczyłem, że las może jeszcze pracować i trochę mnie utrzyma. Faktycznie, trafiłem na słabe zerko, momentami pół do góry. Cały czas krążąc w zasięgu pola udało mi się przetrwać kryzys i ugrać parę setek metrów, a chwilę potem zrobić krótki przeskok nad inną polanę, na którą świeciło słońce. Tam udało mi się w końcu wygrzebać. Znowu odzyskałem nadzieję i poczułem się trochę jak finiszujący maratończyk ![]() Ale droga do domu jeszcze daleka, ponad 80km, a na niebie zrobiło się pusto, po drodze pojedyncze Cu i już nie tak apetyczne jak na początku dnia. W dodatku wiatr się odwrócił i nieco wzmógł, tak że dolot był pod wiatr. Starałem się trzymać jak najwyżej, mijając po drodze Piraty i Cobrę walczące nad polami. To była chyba najbardziej emocjonująca część lotu, bo już czułem, że najgorsze za mną i mam szansę dowieźć sukces na lotnisko, ale cały czas miałem jeszcze szanse żeby coś po drodze spieprzyć. W końcu kiedy LK zaczęło pokazywać odpowiednio duży margines wysokości nad lotniskiem zdecydowałem się na przeskok (przed lotniskiem jest spory las, więc wolałem mieć większy zapas). Potem jeszcze "na wszelki wypadek" dokręciłem parę metrów, żeby się nie okazało, że do zaliczenia warunku różnica wysokości startu i mety będzie zbyt duża. I do lądowania. Po wylądowaniu okazało się, że w polu czeka 5 pilotów, więc nie miałem nawet czasu nacieszyć się swoim wyczynem. Przypadła mi akcja odbijania PW5, która wylądowała 175km od lotniska. Całkiem spora wyprawa, ostatecznie wróciliśmy o 2:00. Tego dnia 300km udało się oblecieć łącznie 6 pilotom, było też kilka 500km. Wnioski: a) Dolatując do stref, przypomniały mi się uwagi Mateusza, który "zachęca" do ich rygorystycznego przestrzegania również w czasie zwykłych treningowych przelotów. Dzięki temu można wyrobić sobie nawyki i zanim zdecydujemy się na przeskok, sprawdzić co jest przed nami. Od tej pory będę się stosował ![]() b) Dolatując do pola, przypomniały mi się (zresztą jak zwykle w takich sytuacjach) słowa Tomka, który stwierdził, że "500m to wysokość, która zaraz po starcie jest dla nas komfortowa, żeby znaleźć noszenie". Niby oczywiste, a jednak za każdym razem to stwierdzenie pomaga mi wygrzebywać się na niskich wysokościach ![]() Dzień 3, 4, 5: Kolejne trzy dni to w moim przypdku latanie w stożku, próba odejścia na trasę i jeszcze raz latanie w stożku. Warunki według prognoz były obiecujące, ale w rzeczywistości okazywały się mało przelotowe i ci którzy próbowali zmierzyć się z trasą albo zawracali, albo kończyli w polu. Wyjątkiem jest Matthew z Australii, który przygotowywał się do mistrzostw juniorów w Ostrowie "wlatując" się na naszym terenie na swoim świeżo zakupionym Discusie 2a. Jego loty można obejrzeć tutaj: http://www.onlinecontest.org/olc-2.0/gl ... c&pi=41407. Podsumowanie: Ogólnie jestem bardzo zadowolony z wyjazdu. Udało mi się trafić na pogodę, co oczywiście było kluczowe, ale całkiem fajną "przygodą" była też dla mnie sama wyprawa z klubowym szybowcem, za który byłem w pełni odpowiedzialny, do którego przed wyjazdem musiałem załatwić wszystkie papiery, o który musiałem dbać, codziennie go grajcarować, złożyć, a później zapakować na wózek. Ciekawe doświadczenie. Powiedziałbym, że narodziła się więź człowieka z maszyną ![]() ![]() Sam WOP zdecydowanie polecam i za rok na pewno planuję jeszcze raz.
Re: III WOP
Rozlewające się po południu/wieczorem cumulusy to Stratocumulus (Sc) i Stratocumulus castellanus (Sc cas) najczęściej w odmianie Opacus (op), a nie jak piszesz Altocumulus (Ac) (podstawa od 2500 m do 6000 m). (taka mała errata do twojej opowieści)
Re: III WOPRacja, dzieki za sprostowanie
![]()
| ||
Kto przegląda forumUżytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość |
||