Robert, glajty i lotnie mają tę przewagę nad szybolami, że po większości awaryjnych przyziemień w krzaczorach czy nawet na drzewach wystarczy się otrzepać i ewentuanie zacerować szmatę. Tutaj konsekwencje niepowodzeń są nieco bardziej drastyczne, stąd troska Tomka o szczegóły. Nie można do tego tematu podejść na zasadzie "latajcie, reszta jest niczym [a z lądowaniem jakoś to będzie]"

Sam wywodzę się z glajtów i tak samo jak Ty pierwszą rzeczą o której pomyślałem było żeby powisieć w szybowcu nad klifem. Według mnie są trzy realne rozwiązania:
1. motoszybowiec - tak jak wspomniałeś, z tym że silnik musiałby być raczej dolotowy i chowany, a takiego sprzętu chyba żaden aeroklub w PL nie posiada... Ogar nie ogarnie.
2. "Salamandra" - konstrukcja zbliżona do tych, na jakich latali w Łebie. Raczej trudna do pozyskania, jedyny egz. jest na Bezmiechowej i dopuszczeni są do niej wyłącznie instruktorzy.
3. wodnoszybowiec - konstrukcja, która dopiero musiałaby powstać

W innym wątku wklejałem zdjęcia przedwojennych konstrukcji polskiej (
viewtopic.php?f=2&t=5698) i niemieckiej (
viewtopic.php?f=2&t=5672). Dla mnie temat nizwykle ciekawy i sam w sobie warty realizacji, ale to już jest poważne przedsięwzięcie.
Być może w ramach eksperymentu możnaby się też dogadać z wojakami z Babich Dołów, ponieważ tam w zasadzie lecąc po kręgu leciałoby się na żaglu. Nie wiem tylko co na to ULC

A raczej nikt zdrowo myślący nie będzie ryzykował organizowania takiej imprezy na dziko, tylko po to żeby stracić uprawnienia.
Co do lotów od Zaspy do Gdyni, nie mam konkretnych informacji, ale podejrzewam, że 40 lat temu gęstość zabudowy była nieco inna i istniały miejsca, na których dało się lądować. Niestety szybowiec na kortach Arki czy w stadninie w Orłowie nie wyląduje

Swoją drogą Słupsk leży blisko morza i klifów. Może oni też już coś kombinowali w tym kierunku?
PS. Powodzenia na Żarze!