Wiitam wszystkich serdecznie

Jeszcze mam konto na forum

Dzięki Oskar i za gratulacje i za ratunki z pól
Łukasz poprosił mnie abym również prowadził relację na bieżąco z zawodów - okiem juniora. Zabrakło mi systematyczności Oskara, żeby codziennie zdawać sprawozdanie - piszę więc teraz, na raz relację z mistrzostw. Mam nadzieję, ze będzie się chciało komuś czytać - dla skrócenia opiszę tylko dni lotne
Lot pierwszy i drugi - 15.08Tego dnia pogoda była bardzo nierówna. Opisałbym ją słowami "komora maszyny losującej jest pusta, następuje otwarcie startu lotnego...". Pierwsze w kolejce do startu były RZSy, które w większości zdołały sprawnie załapać się na termikę, jednak niska temperatura, ciśnienie i duża wilgotność doprowadziły do nieuniknionego i już ostatni z nich oraz cała nasza klasa startowała w opadzie, który dość sprawnie wygasił termikę. Był to mój pierwszy lot w Białymstoku, toteż oprócz próby utrzymania się w powietrzu zajęty dość mocno byłem orientacją w terenie. W takich warunkach oczywiście spadłem na lotnisko a jedynym "pocieszeniem" było, że na prostej trzeba było się rozpychać łokciami wśród tłumu szybowców. Z narastającym w sobie ciśnieniem zaciągnąłem się na drugi start, nieco bardziej owocny od pierwszego - jednak ten lot był jednym z najgorszych w moim życiu. Gdy tylko osiągnąłem pod poszarpanymi Cu podstawę 1300m odbiłem na trasę starając się nadrobić stracone cenne minuty dnia termicznego. Wiatr jednak dość mocno posegregował noszenia co sprawiło, że pod pseudo-szlakiem odbiłem 10km od kreski i do pierwszego pz musiałem potem ciąć z bocznym wiatrem, dość długim jak na warunki przeskokiem. Zaliczyłem go na wysokości 700-800m po czym po odwróceniu się ujrzałem idącą na mnie ścianę deszczu a coś co 15 minut wcześniej było niewinnym kłaczkiem miało teraz z 5km wysokości, lało, grzmiało i pluło zachmurzeniem średnim na wszystkie strony. Próba ominięcia opadu pod altem skończyła sie w sposób oczywisty.
Dwa hole gratis poleGospodarze byli mili, poczęstowali mnie, ich pies poczęstował się mną... Na pocieszenie konkurencja nierozegrana.
Lot trzeci - 17.08Pogoda identyczna jak dwa dni wcześniej tylko podstawa wynosiła 700-800m. Kierownik sportowy jednak niezrażony wysłał nas w powietrze. Planowany bunt w naszej klasie nie wypalił - podejście jednak mieliśmy na "nie". Razem z chłopakami oceniliśmy, że latanie nad nieznanym terenem przy takiej podstawie jest ryzykowne lecz zawsze można pobujać się nad lotniskiem. Silny wiatr szybko sprawił, że jedynym wyjściem po wyczepieniu okazał się szlak ciągnący się na północ od lotniska. Deszcze, słabe noszenia i niska podstawa sprawiła jednak, że latanie było ciężkie. Grupowaliśmy się w akwariach razem z jantarami, co i rusz ktoś spadał na lotnisko lub do pola (wiatr!), nawet majstry takie jak Jacek Flis miały pecha - hol, wyczepienie, pole, cały lot 10 minut. Próbując utrzymać się w powietrzu miałem wreszcie czas na chwilę spokoju i wytchnienia dzięki wciąż odsuwanemu otwarciu startu.
Zająłem się więc oceną rejonu z powietrza i obserwowaniem innych jak sobie radzą - po dwóch zawodach już z paroma gościami znałem się w powietrzu dość dobrze. I tak Wojtek W.(Junior WR), Wojtek M. (szwajcarski junior HE) i kilku innych zostało zakwalifikowanych jako groźni. Postanowiłem pobawić się z nimi i nie gubiąc ich z oka wybierać noszenia inne niż oni - oceniać kto lepiej odnajduje kominy i od kogo się uczyć. Ścigania się w kominie nie uprawialiśmy bo peletony zwalające się do każdego noszenia wymuszały pilnowanie bezpieczeństwa. Bardzo blisko byliśmy zdobycia brązowej odznaki szybowcowej
Podstawa powoli się podnosiła, wyskoczyło więcej Cu jednak przez radio padł dla nas komunikat "odwołana". Do dziś nie rozumiem decyzji K.Sportowego, dla którego start w deszcz na 700m jest ok ale 1200m ze słabymi noszeniami już wymusza odbój. Dwa dni wcześniej nie miał tego problemu

Pewnie chciał, żeby nasza klasa pojechała w pola po inne
Konkurencja 1 - 19.08Tego dnia dostaliśmy Racing Task 180km. Wiatr ok. 30km/h z kier. 210-240, podstawy 1300, w końcu nie rozlewało i nie padało. Postanowiłem zaufać meteo, które zapowiadało nasunięcie się grubego cirrusa w drugiej części dnia i dostosować do tego taktykę. Znaczy otwarcie startu, heja banana dzida i byle do przodu

Przed otwarciem udało mi się odszukać WR, natomiast HE wraz z partnerem HC uciekli mi z pola widzenia. Wiedząc, że mam otwarte konto u WR po zawodach w Lisich zarzuciłem na niego kotwicę będąc ciekawym jak na to zareaguje. Przecięliśmy linię startu chwilę po jej otwarciu - jednak Wojtek leciał jak nie Wojtek. Leciał powoli, co chwila zakładał w zerkach... 5 minut takiego lotu i zdałem sobie sprawę - on wie, że lecę za nim i zrobił fałszywe przecięcie startu. Przyznam, że uśmiałem się wtedy w kabinie bo w ten sposób z Tomkiem wyciągaliśmy ludzi nad Wisłę w Lisich

Postanowiłem mając w pamięci dane o meteo (nadchodzące pogorszenie warunków) udać, że nabrałem się na jego grę i odleciałem na trasę za nim - po pewnym czasie WR zniknął za jakąś chmurką a kątem oka dostrzegłem jak odbija w stronę lotniska. Te 15 minut naszego nieefektywnego lotu to 1:0 dla niego, ale liczyłem, że jeżeli zdążę przed cirrusem to zamienię to w 3:1 dla mnie
Do 2 PZ trasa przebiegała bajkowo. Przykleiłem się do Cobry KN po czym parą polecieliśmy cały bok pomagając sobie nawzajem w odnajdywaniu noszeń nad dość atermicznym terenem rozlewisk bagiennych i zielonych pól. Tuż przed punktem zaczął się u mnie kryzys spowodowany raczej błędem niż warunkami. Straciłem tam trochę czasu a Cobra poleciała gdzieś sama. Po zaliczeniu odkręciłem się pod wiatr i zobaczyłem, że meteo miało rację i pół nieba już miało ciemnoszary kolor. Mając do wyboru lot tuż przy obwiedni i ucieczkę skrajem łachy lub odbicie po szlaku pod cirrusa wybrałem tę druga opcje. Oczywisty błąd krytyczny. O jego popełnieniu zdecydowały ciągnące się po głowie myśli
HC już pewnie na lotnisku,
znowu 45 stopni od kreski Boże ale strata,
cofam się? co ja robię?. Oczywiście takie coś skończyło się jak musiało - darmowym obiadem w jednej z podhalańskich wiosek
Po locie okazało się, że takie samo myślenie posadziło mnie, WR, HC, HE, Cobrę i wszystkich, których się bałem a jako jedyny trasę obleciał chłopak, który pierwszy raz był na zawodach - po prostu leciał swoje i chwała mu za to!
Gratulacje Łukasz!
Czerwony wygrał, niebieski przegrał.Konkurencja 2 - 20.08Tego dnia obszarówka 2:00 97-297km. Wiatr niezmiennie z południowego zachodu, dziś trochę słabszy lecz nadal trzeba było się z nim liczyć. Podstawy osiągały do 1400m. Dziś po raz kolejny meteo zapowiadało zagrożenie, tym razem wyblaszenie nieba po 16:00. Latając przed otwarciem zauważyłem, że słabe noszenia powoli się nasilają a chmury z 1100m powoli dojrzewają do planowanych 1400. Zaplanowałem więc lot na 14:00-16:00 zakładając 150km jako wynik satysfakcjonujący. Kolejną obserwacją był brak dłuższych, dających się naszymi "rowerkami" wykorzystać szlaków. Zagwozdka na ten lot była więc następująca: jak wydłużyć bok "z wiatrem", żeby jednocześnie nie rozciągać "pod wiatr". Odpowiedź była jasna lecz smutna - należało lecieć do 1 strefy z wiatrem bocznym pozwalając się odpychać od środka "pizzy". Smutna bo nikt z bocznym latać nie lubi

Lecz w ten sposób wpadały mi niemal darmowe kilometry płynące z zaliczania strefy bo jej boku. O 13:50 chmurki utworzyły pomost północ-południe prostopadle do wiatru i planowany holding do 14:00 został przerwany odbiciem na trasę.
Z pierwszej do drugiej strefy czekał mnie lot pod wiatr - najtrudniejsza część. Jednak gdy raz spadłem na 500m zauważyłem, że wiatr na małej wysokości jest dużo słabszy. Postanowiłem to wykorzystać i zamiast lecieć szybciej pod wiatr to robiłem przeskoki na MC 0.7 przy noszeniach do 2m/s lecz zjeżdżałem w nich do 600-700m. Sprawę ułatwiało to że o tej porze słońce i wiatr są ze sobą "w fazie" (świeci i wieje z tego samego kierunku) co pomogło mi odgadywać gdzie wlecze się komin do danego Cu. Popełniłem tu niedokładną kalkulację - mogłem ciąć przeskoki szybciej i ciut krócej. Bok z wiatrem to był po prostu odpoczynek pokonany ze średnią ponad 100km/h. Z 3 strefy do lotniska zakopałem się trochę na dolocie przez co zamiast przylecieć o 15:51 spóźniłem się o 8 minut lecz mimo to lot uważam za całkiem niezły. Cały lot leciałem praktycznie sam - nikt nie lubi latać z bocznym a szkoda, bo się opłaca
Tym razem ja jestem czerwony
Nie wiem ossochozi SeeYou z tym photo landing...Konkurencja 3 - 22.08Obszarówka 133-386 czas 3:00. Prognoza lepsza niż poprzednio, tym razem ryzyko znowu łachy alto późnym popołudniem. Za to w końcu wiatr osłabł na całym przediale wysokości.
Przed startem lotnym zaczęły się znowu wojny podjazdowe w kominach zakończone wjazdem peletonu Jantarów które zasłały niebo nad lotniskiem. Pomimo długiej trasy wciąż podnoszące się podstawy i nasilające noszenia kazały mi wyczekiwać. Tego dnia postanowiłem ani nie lecieć na jelenia przed innymi ani w grupie szybowców "na kotwicę". O 12:50 główni rywale odbili na trasy ciągnąc za sobą niemal połowę klasy. Licząc że w tych warunkach do zrobienia jest 75km/h każde 10 minut odpuszczania to różnica 12km na trasie odczekałem 20 minut i gdy noszenia przekroczyły 2.5 średniego odbiłem na trasę lecąc z kolegą Maćkiem z lisich. W zasadzie przez 1 do 2 strefy lot przebiegał na spontanie tak jak chmury się rozłożyły. Po 50km zgubiłem gdzieś skrzydłowego jak i wszystkich innych - co jakiś czas bawiłem się tylko w służbę meteo na naszej częstotliwości meldując kolejne "tróje" pod chmurami.
Ten bezstresowy lot zakończył się w drugiej strefie - musiałem ją mocno kroić ponieważ 75km/h to co najmniej 230km do zrobienia. Krojąc ją zorientowałem się, że jestem nad doliną Żubrów, a dokładnie nad wielkim bagnistym lasem. Lądowanie w bagnie to helikopter ratunkowy więc przestawiłem się na powolne nabijanie kilometrów byle być wyżej nad tym zielonym piekłem

Bagna oczywiście oznaczały też osłabianie noszeń - to i kilka błędów sprawiły, że czas do końca zadania nieubłaganie płynął szybciej niż kilometry. Po ostatecznej rezygnacji z kłucia strefy zawróciłem i ujrzałem widok podobny do tego z 1 konkurencji. Alto stało nad 3 strefą i lotniskiem. Jednak w przeciwieństwie do cirrusa alto daje nadzieję, że się przepali i licząc na to pohalsowałem w stronę domu.
Noszenia bardzo osłabły, ponadto odległości pomiędzy chmurami zwiększyły się na tyle, że w pewnym momencie podkręcałem się w czym się na - każdy kłaczek z metrem pod sobą miał znaczenie. Te większe chmury również pluły zachmurzeniem średnim co ograniczało wybór lecz lecąc asekuracyjnie na MC 0.5 udało mi się dotrzeć do skraju głównego alto nad 3 strefą. Miałem szczęście, że łacha już przechodziła i jej skraj odsłaniał słońcu spragnioną energii ziemię. Kilka minut holdingu i 10km przed ostatnią strefą wykręciłem pod świeżym Cu dolot po minimum odległości i prędkości, dzięki któremu udało mi się przebić do lotniska. Pogoda okazała się zabójcza dla szybowców o mniejszej doskonałości - wieczorem i następnego dnia rano pod hangarem stała linia montażowa Piratów

Ostatecznie uważam, że latałem nawet nieźle - lecz 1 miejsce jakie udało mi się zająć to znacznie więcej szczęścia niż rozumu
Dziękuję za uwagę.
-but we are the pilots.
-Hmmm no. You are not. There are no real pilots anymore, just people in nifty uniforms who operate computers, who never touch an engine, who never heard sound of the Spitfire, who never pullup into the spinn on less than 1000 feets